WIERSZE DLA DZIECI

MOTYLE KRÓLA BAZYLEGO

W mieście traw i zarośli,
bławatów, mleczów i liszek,
mieszkał król wielki – a tyci,
Bazyli Bazyl Bazyliszek.

Wielkim był królem,
ów imć Bazyli
nad swą krainą,
robił zabawy i wieczorynki,
na które spraszał gestem i miną
tańczące barwą rzesze motyli.

Na bal kolejno schodzili z nieba:
motyl Kapustnik, motyl Ameba,
motyl Rumianek ze swą żoneczką,
motyl Mlecz Złoty co pijał mleczko,
motyl Bławatek z córką Bławatką,
motyl Jaskierek z dzieci gromadką,
motyl Jodłoszek,
motylek Groszek,
Tujek, Mimoza i Wiązóweczka,
Różyczka, Jaśmin i Malineczka,
motyl Skrzydełko, Pazik, Bandurka,
no i na końcu
motyl Dwururka.

Bazyli ucztę urządzał wielką –
wszystkich częstował rosy kropelką,
do tego pyłek z wiosennych kwiatów,
z mleczów, cykorii, stokrotek białych
i marmolada z samych bławatów.

Po uczcie sytej,
tańce i skoki,
i loty, loty prosto w obłoki.
Skrzydełka lekkie jak pajęczyna
niosły motyle gdzie baj-kraina,
gdzie królem także był Bazyliszek.

Tu przysiadały,
i jeszcze słyszę
bajki , które wieczorem
snuł dla swych gości bajkowym torem
imć król Bazyli – :
o pięknej pani co w zamku mieszka,
a zamek cały z łupin orzeszka …
o krokodylu co łzami płucze
skały, a te pękają,
i on ma klucze
do groty ciemnej, zaczarowanej …
o słodkiej pannie zmienionej w ważkę,
wciąż nie wyspanej,
która ziewała tysiące razy …
Takie bajania kładł imć król Bazyl
i gdy ostatniej wiersz bajki wzdrygał,
znów się zaczynał barwny madrygał.

Motyle w tany, furczą skrzydełka,
nad łąką cisza, nad ciszą mgiełka,
księżyc na niebie wydyma buzię,
gwiazdy mrugają, choć tak nieduże,
spokój i zapach od łąki wieje,
wiatr cichuteńko się w trawach śmieje,
pyłek kwiatowy motyle niesie,
noc po omacku błądzi po lesie,
snem zarażając bajki i kwiaty,
i Bazylego gości skrzydlatych.

A jutro, jutro znów od początku –

Naprzód swawolne loty nad łąką,
śniadanie – nektar zmieszany z rosą,
obiad – marzenia co wiecznie niosą,
i szybko, szybko nie tracąc chwili,
szybko na bal, bo imć Bazyli
nie lubi czekać na swoich gości,
na zapóźnionych strasznie się złości.

I znów kolejno schodzili z nieba:
motyl Kapustnik, motyl Ameba,
motyl Rumianek ze swą żoneczką,
motyl Mlecz Złoty co pijał mleczko,
motyl Bławatek z córką Bławatką,
motyl Jaskierek z dzieci gromadką,
motyl Jodłoszek,
motylek Groszek,
Tujek, Mimoza i Wiązóweczka,
Różyczka, Jaśmin i Malineczka,
motyl Skrzydełko, Pazik, Bandurka,
no i na końcu
motyl Dwururka.

Znów były tańce i bajek słowa,
zabawa wielka – iście majowa,
kolorom, pląsom nie było końca,
złocisto złota muzyka słońca,
która promieniem jak smykiem grała.
Polana stała jak oniemiała.
Kwiaty skropione deszczami barwy
skrzydeł motylich, co tak jak malwy
rosły wysoko i swym trzepotem
rzucały blaski złocisto złote
jako daninę imć Bazylemu.

I tak motylom miną rok cały,
lato do drogi się szykowało,
wiadomość o tym dało nitkami
by wędrowały. I bezdrożami
niosły wiadomość –
że bale skończył już król jegomość,
i że następne bale radosne
odbyte będą – ale na wiosnę,
że król Bazyli odchodzi z latem,
ale powróci z pierwszym bławatem
co wiosnę zacznie pierwszym kwitnieniem,
i kiedy trawy się zazielenią,
zielenią jasną, błogą i miękką,
i kiedy chmura popłynie lekko
lekką skowronka lekką piosenką.

I ziarno strzeli w górę listkami.

Łąka zaroi się motylami,
które nektarem poić się będą.

I znów na ucztę wielką przybędą,
do Bazylego, króla nad króle.
Bazyl jak zwykle przywita czule,
tych co kolejno poschodzą z nieba
tak jak przed rokiem:
motyl Kapustnik, motyl Ameba,
motyl Rumianek ze swą żoneczką,
motyl Mlecz Złoty co pijał mleczko,
motyl Bławatek z córką Bławatką,
motyl Jaskierek z dzieci gromadką,
motyl Jodłoszek,
motylek Groszek,
Tujek, Mimoza i Wiązóweczka,
Różyczka, Jaśmin i Malineczka,
motyl Skrzydełko, Pazik, Bandurka,
no i na końcu
motyl Dwururka.

I znów się zacznie to tańcowanie,
granie na barwach, bajek śpiewanie,
aż do zamiany jesieni z latem.

Tak będzie dotąd –
dokąd
świat światem.